– Ervan! – W bezkresnej przestrzeni rozległ się łagodny, ale nieco zaniepokojony kobiecy głos. W chwilę później ze srebrzystej mgły wyłoniła się jego właścicielka. Kilkakrotnie machnęła mieniącymi się feerią barw skrzydłami, po czym delikatnie opadając w dół, kontynuowała poszukiwanie towarzyszki. Silniejszy podmuch ciepłego wiatru rozwiał jej długie, złociste włosy, muskając nimi gładkie plecy i szczupłe ramiona okryte wplecionymi w śnieżnobiały materiał sukni platynowymi piórami, które przy każdym ruchu wydawały z siebie przyjemny dla ucha, cichy szelest.
Kobieta ponownie wezwała imienia druhny. Jedyną odpowiedzią było echo, które kilkakrotnie powtórzyło nawoływanie i ucichło. Nie doczekawszy się odzewu, anielska postać zatoczyła siedem dużych kręgów, próbując przedrzeć się przez nieskończoną biel lazurowym spojrzeniem. Na próżno.
Zniżyła lot. Powały sukni oplotły jej zgrabną talię i nogi. Miękko opadła na podłoże przywodzące na myśl lustrzaną taflę. Przez ułamek sekundy oglądała odbijającą się w nibyszkle piękną, przyozdobioną gładkim czołem i prostym nosem twarz. Następnie podniosła do góry głowę i zupełnie jakby poszukiwana stała tuż obok niej, zapytała:
– Ervan, gdzie ty się podziewasz?
Zapadła cisza. Cudowna postać zaczęła zastanawiać się, dlaczego jej towarzyszka się nie zjawia. Po chwili poczuła, jak na jej ramionach zaplatają się długie, smukłe palce.
– Tutaj jestem, Nuzyo – usłyszała.
Wzdrygnęła się i odwróciła, napotykając spojrzeniem szeroki uśmiech spoczywający na bladej twarzy druhny.
– Przestraszyłaś mnie – rzekła.
– I doskonale zdaję sobie z tego sprawę – odpowiedziała towarzyszka, robiąc dwa kroki do tyłu. Niebianka poczuła ulgę, kiedy uzbrojona w trzy pary mocnych rogów oplatających długie, antracytowe włosy diablica znalazła się w trochę większej od niej odległości, choć ta nadal nie przerywała kontaktu wzrokowego, dosłownie przeszywając ją bystrym spojrzeniem czerwonych jak krew oczu. Z jakichś przyczyn widok rubinowych malunków na jej czole oraz pod lewym okiem, a także wkomponowanego w ledwo okrywającą tors kobiety zbroję wielkiego, czarnego motyla pomimo wielu wieków znajomości nadal napawały ją drobnym, lecz trudnym do ukrycia lękiem, choć w gruncie rzeczy bardzo przywiązała się do swojej towarzyski i pokochała ją jak własną siostrę. Dobrze zdawała sobie sprawę, że nie groziło jej żadne niebezpieczeństwo ze strony Ervan, jednak symbol, który na sobie nosiła, zdradzał jej pochodzenie oraz wyciszoną z biegiem czasu mroczną naturę; Nuzyi właściwie od zawsze kojarzył się ze złem, tak jak i innym prastarym istotom pochodzącym z Lyinntayne'u. Czarny posłaniec piekieł, jak niegdyś nazywano gatunek insekta, którego wizerunek okrywał skrzydłami piersi i brzuch diablicy, w dawnych czasach nie tylko zwiastował rychłą śmierć, ale i sam się do niej przyczyniał, pozostawiając na owocach i kwiatach trujący pyłek, zabójczy zarówno dla zwierząt jak i ludzi. Mimo tożsamości towarzyszki i ciemności skrytej w jej sercu, złotowłosa piękność starała się jej ufać, bo też ta jeszcze nigdy jej nie zawiodła. Teraz anielica pragnęła podzielić się z nią swoimi wątpliwościami.
– Czy też to czujesz? – zapytała łagodnym tonem, próbując zapomnieć o niewinnym żarcie Ervan.
– Tak – odpowiedziała z nieukrywanym podekscytowaniem piekielna osobistość i uśmiechnęła się szerzej. – Ale moc kamienia słabnie. Zdaje się, że się nam wymknął. Albo wcale go tu nie było...
– Czyli jest tak, jak myślałam. – Na delikatnym jak płatek róży obliczu anielicy pojawił się cień. Istniały zatem dwa wyjścia: albo klejnot się oddalał, albo ktoś z zewnątrz przyniósł na sobie część jego energii, której resztki wypełniły łapczywie zasysającą je przestrzeń, tworząc zaledwie marną iluzję potęgi kamienia. W każdym bądź razie żadne z tych rozwiązań nie było satysfakcjonujące po trwającym blisko siedemset lat oczekiwaniu na jakikolwiek znak, choć na krótką chwilę przywracało nadzieję na odnalezienie bezcennego amuletu. Skarb, nad którym niegdyś sprawowali pieczę orli magowie, pozostawał nieuchwytny.
– Nie ma się co martwić, jeszcze go dorwiemy – odpowiedziała beztrosko diablica. – Chyba że znudziło ci się już przebywanie w jednym miejscu. Na to nie ma rady, ale przecież sama się zgodziłaś...
Westchnięcie anielicy ogarnęło pogrążoną w śnie sferę, nie budząc jednak jej właścicielki, która nawet nie zdawała sobie sprawy z poruszenia, jakie zapanowało wewnątrz jej duszy. Zamyślona Nuzya oglądała przesuwające się pod wpływem wiatru mleczne obłoki, które raz po raz przybierały fantastyczne kształty.
– A więc to już dzisiaj – zaczęła nowy wątek, mając cichą nadzieję na to, że pomyliła się, licząc dni..
– Tak jest – rzekła Ervan, rozwiewając jej wszelkie wątpliwości.
– Pamiętasz, co mówiłaś mi, kiedy się o tym dowiedziałyśmy? Powiedziałaś, że to jeszcze dużo czasu, że pogodzę się z tym, przywyknę do tej myśli, nadal jednak nie uważam, żeby to był dobry pomysł.
Choć wymawiała słowa bardzo cicho, moc sfery sprawiała, że towarzyszka słyszała je głośno i wyraźnie, tak jakby anielica mówiła jej prosto do ucha.
– A ja nadal nie rozumiem, co złego w tym widzisz. Wysłanie Syibraney do szkoły w żaden sposób jej nie zaszkodzi. Nie można jej przecież przez wieczność izolować od innych ludzi. To byłaby paranoja.
– Strażnik się na to nie zgodził, co oznacza, że to niewłaściwa decyzja.
– Jesteś chyba jedyną osobą w całym Wszechświecie, która jeszcze respektuje wolę Strażnika. Spójrz prawdzie w oczy; jego metody rozwiązywania problemów są nieskutecznie w dzisiejszych czasach. Rzeczywistość obróciła się do góry nogami i myślę, że to zmiana na lepsze. Izolowanie kogoś od reszty jest bezsensowne, jeśli i nie głupie.
– Wszechświat może się zmienił, ale ludzie nie. Ludzie nadal są podli, chciwi i zawistni. Mogliby skrzywdzić Syibraneę, zwłaszcza że jej opiekunowie zamierzają posłać ją do Reei.
– Moja droga, Reea teraz jest chyba najbezpieczniejszym z miejsc. Czy nie słyszałaś, co obecnie dzieje się w Denaconnie albo Sonao? Nie wiesz, że wielcy jasnowidze wróżą rychły koniec dla całego Lyinntayne'u?
– Żeby choć raz ich słowa się sprawdziły. A nawet jeśli, to dlaczego Syibranea nie miałaby zostać tutaj, dobrze ukryta, chroniona od wszelkich nieszczęść?
– A wiesz, jak to jest, kiedy nie możesz nigdzie iść, bo nie pozwalają ci na to twoi opiekunowie? Albo jak nie wolno ci rozmawiać z innymi, bo ktoś stwierdził, że są od ciebie gorsi? – W tym momencie diablica, zrobiwszy krótką pauzę, rzuciła towarzyszce oskarżycielskie spojrzenie. – Ja wiem. Byłam księżniczką, mogłam objąć władzę nad piekłami, a jednak zrezygnowałam z tego wszystkiego, by teraz bezczynnie siedzieć tutaj i słuchać twojego narzekania. A to i tak lepsze od tych wszystkich ograniczeń – Ervan przerwała, oczekując na reakcję Nuzyi, która jednak wciąż nie wyglądała na przekonaną.
– Muszą istnieć prawa, które zaprowadzą porządek we Wszechświecie. Bez nich zapanowałby niewyobrażalny chaos – odezwała się anielica, spuszczając głowę.
– Te prawa czasem bardziej krzywdzą, niż chronią. Nie zrozumiesz, o czym mówię, bo Aynoea była dla was wszystkich jak matka i dawała wam wystarczająco dużo swobody, o której ja mogłam tylko marzyć. Służka miała więcej wolności niż pierwsza z królewskiego potomstwa! A to tylko dlatego, że mój ojciec był nietolerancyjnym palantem, podobnie zresztą jak i reszta zapatrzonej w siebie rodziny. Jako najstarsza z rodzeństwa miałam więcej zakazów i nakazów, niż przywilejów. Najpierw bycie tą lepszą mnie bawiło, potem stało się uciążliwe. Najgorsze przyszło, kiedy dowiedziałam się, że aby objąć tron muszę wyjść za mąż. Oczywiście mój wybranek, a właściwie wybranek mojego ojca, miał wysoką pozycję i urodzenie, ale był tak samo ograniczony jak reszta szlachty. Dlatego uciekłam.
– Z więzienia do więzienia – zauważyła Nuzya. – Skoro tak bardzo pragnęłaś wolności, to co tutaj robisz?
– To moja zemsta. Jestem prawowitą następczynią tronu i nikt oprócz mnie nie może sprawować władzy w piekle po śmierci mojego ojca, chyba że publicznie zrzeknę się królewskiego tytułu, co szybko nie nastąpi. – Na twarzy Ervan pojawił się podły uśmiech. – Naprawdę cieszę się, kiedy sobie pomyślę, jak wiele kłopotów sprawiłam rodzinie.
– A co jeśli cię znajdą? – poważnie zaniepokoiła się Nuzya. – Co jeśli zechcą cię zabić, jeśli zechcą zabić Syibraneę?
Upadła anielica zaśmiała się serdecznie.
– Gdyby pragnęli mnie zniszczyć, zrobiliby to już wieki temu. Nie sądzisz chyba, że nie mieli już do tego okazji. Wiele razy czułam ich obecność, kiedy jeszcze ukrywano Syibraneę w Lyinntayne'ie, ale jeszcze nigdy nie przedarli się do wnętrza sfery. Teraz też nic się nie zmienia, z tym, wyjątkiem, że już o wszystkim wiesz.
– Byłabym szczęśliwsza, gdybym nie wiedziała – stwierdziła ponuro Nuzya, odwracając wzrok. Nastała chwila milczenia. Na nibyszklanej tafli pojawiły się świetliste promienie, zapowiadające rychłe przebudzenie się pani owej sfery. – A może... Powiedziałaś, że czułaś ich obecność, kiedy mieszkałyśmy w Lyinntayne'ie, a to było dawno temu. Może teraz, kiedy twoi rodacy ponownie dowiedzą się, gdzie się znajdujesz, któryś z nich zechce siłą sięgnąć po władzę? Posłanie Syibraney do szkoły dodatkowo by mu to ułatwiło! – Nuzya wyraźnie ożywiła się, bojąc się własnej mowy.
– Ktoś taki po prostu nie istnieje – stwierdziła z całkowitym przekonaniem w głosie Ervan. W tym samym momencie mgła przybrała kolor złota. Rozdmuchiwana przez zrywający się raz po raz wiatr, poczęła rozpływać się, z wolna ustępując miejsca przejrzystemu powietrzu. Gdzieniegdzie pojawiły się barwne strumienie ciepłego, przyjemnego światła. Tafla pękła, a spod jej powierzchni wydostał się strumień pobłyskującej wody. Sfera budziła się z nocnego odrętwienia. Nuzya przyłożyła splecione dłonie do miękkich, zaróżowionych warg.
– Pani, miej nas wszystkich w swojej opiece – szepnęła, a słowa modlitwy wymieszały się z powietrzem.
– Nie przesadzaj już – skomentowała Ervan, uśmiechając się do towarzyszki.
***
Syibranea przetarła zaspane oczy i usiadła na łóżko, otulona promieniami wschodzącego słońca, przenikającymi przez okienną zasłonę. To już dzisiaj. Pierwszy dzień nowego życia. Nie miała pojęcia o rozmowie dwóch aniołów, która odbyła się wewnątrz jej duszy.
Może ujmę dwie kwestie od razu - uważam, że do oceny będziesz mogła zgłosić opowiadanie po następnym rozdziale, bo już zaczyna się to wszystko ładnie kleić. Szkoda tylko, że tak krótko;p
OdpowiedzUsuńOkay, w takim razie najpierw napiszę jeszcze jeden rozdział.
OdpowiedzUsuńKrótko, bo nie chciałam już na siłę rozwijać nowego wątku. Staram się trzymać w rozdziale w obrębie jednej postaci/jednej grupy. A rozdziały w książkach też są czasem krótkie ^^
Muszę brać się do roboty. Niech ktoś zmotywuje mnie do pracy, proszę :P
Oficjalnie ogłaszam, że będę osobistym motywatorem Zjawy i jak się nie weźmie do roboty, zastosuję terapię wstrząsową x3
OdpowiedzUsuńOwszem, są czasem krótkie, ale jak się zaczytałam to byłam zła, że nie mogę dalej xd
OdpowiedzUsuńE-L, mam nadzieję, że będziesz sumiennie motywować Zjawę, bo jeśli nie, to wtedy ja będę musiała to zrobić ^^
Ja mam akurat taką przewagę, że mogę ją osobiście kopniakiem do pracy zachęcić xD
OdpowiedzUsuńHooda, już się boję xD
OdpowiedzUsuńFajnie, fajnie ^^ Już polubiłam Ervan xD E-L, kibicuję Ci!
OdpowiedzUsuńA bój się, bój ^^
OdpowiedzUsuńNo cóż... Nieco za dużo informacji jak na jeden kęs, tak dla mnie. Strasznie dużo sytuacji rodzinnych, nazw, imion, polityki, wszystko przeplatane (bardzo zgrabnymi i nastrojowymi) opisami duszy Syibranei :)
OdpowiedzUsuńDobrze się czytało (oczywiście wykluczając element wku***ającego brata), czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :)
P.S. Jeżeli Wy, Hoodo i E-L, nie zmotywujecie Zjawy, to ja już Was Tak zmotywuje, że hoho :P
pozdrawiam, Kaśka.
Shamarin:
OdpowiedzUsuńRaczej nazw niewiele nowych użyłam, wcześniej dużo się już pojawiło, ale może problem jest z tego, że to wcześniej było już pół roku temu... Argh, długo siedziałam nad tym. Ale nie jest aż tak źle, że trzeba pisać od nowa?
Ogólnie to chodziło mi o to, żeby było trochę nagmatwane, bo wtedy trzeba się trochę zastanawiać i samemu próbować coś odgadnąć. W późniejszych rozdziałach wszystko będzie ładnie wyjaśnione. Szkoda tylko, że wyszło mi takie "wszystko na wszystkim", bo w rozdziale pojawia się trochę informacji na przyszłość, tyle że tutaj dopiero co wspomnianych. No cóż, zabieram się za nowy rozdział, w którym już chyba nowe dziwne nazwy się nie pojawią.
Aha, i powiedz coś moim motywatorkom, bo słabo mnie motywują xD
Zjawo. Kocham Cię i jednocześnie nienawidzę za ten pomysł! Jest kuźwa, przeboski!
OdpowiedzUsuńRozmowa w duszy... Zdechnę z zazdrości ;3
Co do tego nagromadzenia wiadomości, których czytelnik wql nie kuma, to ... Cóż, na pewno dodaje to jakiejś wiarygodności całej scenie, rozmowie oraz historii, ale trudno się w tym połapać. W sumie, to nie obraziłabym się, gdyby znalazło się w tekście parę adnotacji dotyczących chociażby Strażnika czy podziału tego i tak skomplikowanego wszechświata (chodzi mi o piekło, niebo i to pośrodku. Nie ogarniam O.O) Wiem, wiem, wyjaśnisz to potem, teraz to takie zajawki, ale jestem też pewna, że nie wszystkie kwestie zostaną wyjaśnione. A tak czytelnik jest skołowany.
Tak czy inaczej, świetna robota~!